Po bitnych Czechach, kolej na lans moich ulubionych Wielkorusów, ulubionych, bo biesiadnych…
Zdaję sobie sprawę, że mało kto odsłuchuje tubki, więc zanim nastąpi ciąg dalszy, zagadka: co jest nie tak z Pietią?
Dla ułatwienia dodam, ze Pietia, to nie Alosza, ani nie Dima.
Nie przypadkowo zacząłem od zgadywanki…
W klipach zespołu odniesień do rosyjskiej historii, obyczajowości, tradycji i kultury, jak flag PO na spontanicznie obywatelskich marszach sprzeciwu.
Sporo tez autoironii – dystansu i żartu.
Tak i tu, spójrzcie uważniej i oceńcie…
Dima podkrada herbatę staremu Gruzinowi, wskakuje na motocykl, Aloszy w hełmofonie wydaje komendę; wpieriod! Po czym obaj gnają z samowarem do Sankt Petersburga. Gdzie już czekają spragnieni. Wystrychnięci na biało, niczym familia Mikołaja II w ogrodach Peterhofu.
Że w papachach i podkoszulkach?
Cóż w tym dziwnego? Jaka Rosja, tacy i Romanowowie…
Historia kamandy zdaje się być typowa… Nie każdy z młodych Rosjan urodził się Abramowiczem.
Po odejściu od komuny, trzech kumpli-entuzjastów z Petersburga (Piotrogrodu vel Leningradu) postanowiło znaleźć sposób na biznes.
Zamarzył im się fonograficzny.
Niestety, żeby wydawać płyty, trzeba mieć na nie materiał. Najlepiej chodliwy… A z tym kiszka. Chodliwy materiał chodził za marne kopiejki. Na każdym rogu, na pirackich CD.
Główkując zatem intensywnie przyjaciele wpadli na pomysł nie nowy, wręcz genialny w prostocie.
Najbardziej lubiane są piosenki, które są lubiane. Oraz w miarę powszechnie znane.
Nie ma lepszych.
Ich entuzjazm był tak wielki, że błyskiem nauczyli się grać.
Na tym, co kto miał. Pietia wiekowym tarabanie. Dima odnalazł skrzypki po dziadku. Alosza zaś nic nie miał, więc instrument sobie zrobił.
Z repertuarem kłopot był mniejszy.
Grali wszystko co wcześniej wpadło im w ucho.
Rzecz jasna, nie ustawali w poszukiwaniach…
Z jakimś strzępem udali się nawet do córki Dymitra Szostakowicza. Która orzekła: „owszem melodia śliczna, jednaknie tata jest jej twórcą…”
Tak więc chłopaki nie do końca wiedzą co właściwie grają…
Coś, co na występach anonsują, jako muzykę z zapomnianego filmu okresu NEPu, obudziło we mnie inne skojarzenia.
Przemknąłem oczy i doznałem iluminacji; zobaczyłem zakładowy autokar MZK, pełen nawalonych kanarów, wydzierających się na wycieczce do Arkadii i Nieborowa: szlaaa dzieweeczka do laaaseczka…
A że byli młodzi i zdolni udało się.
Wyszli z tym co mieli pod okoliczna aptekę , dali czadu i odnieśli sukces
Spod apteki, naturalną koleją rzeczy, udali się na podbój zachodu…
Rozpoczęli od Hajnówki, a skończyli za Wielką Wodą. W mieście aniołów. Tam poszło znacznie gorzej…
Mówiąc krótko; zachód nie do końca zna i rozumie Rosję.
Komentarze