"Patriotism is the last refuge of a scoundrel"
Samuel Johnson
Środowiska liberalno-lewicowe kochają tę frazę.
I posługują się nią bez większego zrozumienia. Nie zdając sobie sprawy, co właściwie autor miał na myśli.
Słowem kluczowym jest tu bowiem; last.
Samuel Johnson miał poglądy ultra-konserwatywne. Silnie zakorzenione w tradycyjnych wartościach.
Za patriotę uważał; „osobę, którą kieruje się miłością do swego kraju”
Myśl tę rozwinął w dziełku "Patriota";
"Patriotą jest ten, czyje publiczne działania powodowane są jedynym motywem „miłością do jego kraju; kto, jako przedstawiciel w parlamencie, własnych nie ma oczekiwań ani obaw, życzliwości ani niechęci, a wszystko podporządkowuje interesom wspólnoty”.
U niego patriota budził jedynie pozytywne konotacje, gdyż nad wszystko przedkładał miłość do ojczyzny.
Postępowcy pomijają nie tylko to, ale i zbyt dla nich złożony kontekst w jakim padły te słowa.
A zostały wypowiedziane w 1775 r., w obliczu prób tworzenia, odrębnego od korony brytyjskiej, bytu państwowego. Narodzin narodu... A ściślej rzecz ujmując, jego okresu prenatalnego.
W odniesieniu do patriotyzmu traktowanego instrumentalnie, za pomocą którego - wśród separatystycznie nastawionych kolonistów, buntujących się wobec metropolii - sztucznie stymulowano miłość do kraju nieistniejącego. Którego Johnson był zaciekłym krytykiem. Amerykańscy osadnicy jawili mu się renegatami... Zatem, nie podobał mu się fałsz dokonywany w imię załatwienia doraźnego interesu politycznego.
Tak i teraz...
Patriotyzm jest ostatnią ucieczką... nie, nie szubrawców - wystrzegam się XVIII wiecznej mowy nienawiści, a poza tym, żeby nazwać pajaca szubrawcą, to trzeba mieć bez mała odpał Zbyszka Hołdysa, uważającego się za Klaptona.
Osoby, którym nigdy wcześniej patriotyzm nie przeszedłby przez gardło, postanowiły uczcić Dzień Niepodległości. Nasze narodowe święto.
Co cieszy, bo wszyscy Polacy to jedna rodzina.
Nie to co kiedyś...
Gdy celebrowanie tego dnia bywało kontestowane. Ci bardziej zdeterminowani i odważniejsi, w sprzeciwie, gotowi byli narazić na kontakt z pałką nawet własną pupę.
Na szczeście, nastąpiła długo oczekiwana, dobra zmiana.
Że szczera, nie wątpię.... Świadczy o tym ogromne poświęcenie.
Koniec końców, 11 listopada zazwyczaj wieje chłodem i zacina deszczem. To nie 4 czerwca (przypominam, urodziny Bronisława Komorowskiego).
Nie za długo wylegną więc na ulice zjednoczeni; europejscy-kosmopolici, gejo-lesbijki, macice wyklęte, zbieracze psich kup, resortowi emeryci, wraz z Sewerynem Blumsztajnem.
Oraz cała reszta tej osobliwej menażerii. Incognito, i pod wielobarwnymi sztandarami...
Może nawet i pod przewodnictwem, największego z żyjących rodaków - Mędrca Europy, który, w wypowiedzi dla rosyjskiej agencji ITAR-TASS, popełnił wobec gospodarzy drobną gafę. Postulując właczenie naszego kraju do Bundesrepublik Deutschland zapomniał, że kurica nie ptica, Polsza nie zagranica.
Końkludując, pełen nadziei oczekuję dnia, w którym młodzi z ONR zorganizują Gay Pride Parade