Wyjechałem na krótkie wakacje a tu taka draka.
Pan Bartek przemówił. Nie tylko- jak dotychczas- językiem błyskotliwej analizy, do koneserów, ale przemógł obrzydzenie i zszedł pod kreskę.
Zawsze lubiłem czytać blogi gazetowych tuzów. Są one dowodem na działanie zasady naczyń połączonych w przestrzeni publicznej. Mogą być mężami stanu Łyżwa z Filipkiem.To i mogą być wziętymi publicystami czerwoni koledzy z dziennika adresowanego do inteligencji.
Gdzieś tam wysoko, Kopernik przybija piątkę Greshamowi.
Mam słabość do pana Bartka. Przypomina mi znajomego z przed lat – niejakiego Wiesia.
Wiesio to ex-góral. Przybył do w stolicy za tatą, który drapał się po drabinie partyjnej kariery.
Tu był hodowany i edukowany. Świętował, jak należy, 1 maja, 22 lipca, i rocznicę bitwy pod Lenino. Ekonomię polityczną socjalizmu (na wysokim poziomie abstrakcji, inaczej nie dało rady) oraz kanon myśli marksistowskiej wkuł na blaszkę.A czas mu pochłaniała organizacja młodzieżowa, pociągi przyjaźni, szkolenia i delegacje.
W chwilach wolnych odwiedzał zaś dziadków na Podhalu. Gdzie nosił się niczym apoteoza awansu cywilizacyjnego. Nie próbował nawet kryć niechęci do tkwiącego jeszcze w mrokach dziejów Goralenvolku - jak zwykł określać współziomków. Świadczyć to miało zarówno o jego dogłębnej wiedzy historycznej, jak i znajomości języków obcych.
I właśnie takiego Wiesia spotkałem pewnego grudniowego wieczora na Krupówkach. Kroczył dumnie wśród autochtonów i ceprów, z modelem Kaleckiego pod śmieszną czeską czapeczką z pomponem.Tragicznie wyniosły, nie rozumiany przez gawiedź.
Po przodkach, od których tak usilnie się odżegnywał, pozostał mu jednak pociąg do alkoholu. Na jego propozycję: „to może coś łykniemy?”- Przystałem z ochotą. Było coś około -15 C.
Jednak zaniepokojenie wzbudził we mnie fakt, że zaraz po wejściu do Harnasia usłyszeliśmy: „Kiej psysed, musi kce w pysk”. Mimo, że mój kolega zdawał się nie reagować, wobec powitania nie rokującego dobrej zabawy (przynajmniej dla nas) zaproponowałem inny, bardziej przyjazny, lokal. Rozpoczęliśmy więc tour. Od Jędrusia przez Morskie Oko i Trzaskę. Lecz wszędzie witano nas podobnie. Do najsympatyczniejszych powitań należało proste: "spierdalaj!".
Wreszcie zacumowaliśmy w małej knajpce w okolicach Nowotarskiej. Wiesio zaordynował półlitry... i tak wesoło biesiadując, w końcu zainaugurowaliśmy wieczór. Ale do czasu! Im więcej gorzałki, tym szczersze i głośniejsze stawały się wiesiowe komentarze.
A to, że najarane, a sala dla niepalących. A to finezyjnie, jak; Józek Karpiel poi starą Karpielową owczym mlekiem a ona wydala mu oscypki, które z kolei on opyla ceprom po złotówce za sztukę . A to, że owce powinny częściej brać prysznic, bo odór ich runa przechodzi na partnerów, i trudno tu wytrzymać. I tak dalej, i tym podobnie...
Tak więc wesoło było aż do chwili, gdy podchmielona grupka z sąsiedniego stolika zaintonowała góralską kolędę. Uwaga Wiesia: ” Te wasze rytualne pieśni to sobie wyjcie w tych waszych świątyniach...” skończyła się zainkasowaniem nagłego klapsa w dziąsło. Nie zauważyłem nawet momentu, w którym mój radosny kompan opuścił lokal. Taki to był tryb ekspresowy.
Znalazłem go nieopodal, wgryzającego się w pryzmę śniegu, jego naturalną barwę przełamaną szarością błota pośniegowego Wiesio zabarwił swoim ulubionym kolorem. Kolorem proletariuszy wszystkich krajów.
Cios okazał się być zadany fachową ręką; był precyzyjny i skuteczny. Toteż konieczna była interwencja chirurga miękkiego. Na szczęście dobry Pan Bóg świadom następstw wiesiowych eskapad wybrał nam lokal niezbyt odległy od zakopiańskiego szpitala.
Po założeni kilku szwów, spytałem lekarza, czemu nie interesuje się (jak to jest w zwyczaju) przyczyną kontuzji. „A bo to pierwszy raz? Wiadomo, co się stało, a detale mnie nie interesują, bo należałoby poinformować organa."- odpowiedział spokojnie. "Ta głupota to kiedyś go zabije.”- dodał po chwili.
Przepowiednia ta do tej pory jakoś się nie sprawdziła. Parę lat później Wiesio został młodym ambitnym asystentem jakiegoś ministra. Po jakimś czasie mignął mi jeszcze w spocie wyborczym SLD.
A niedawno natknąłem się na niego na ulicy. I muszę stwierdzić, że jego poglądy wciąż ewoluują.
Już nie jest w 100% pewien, że Katyń, to perfidna robota dr Goebbelsa tuszująca faszystowską zbrodnię. Teraz za skandal uważa usunięcie Gombrowicza z listy lektur. Którego nb. do tej pory uważał za zboka i grafomana. A może grafologa... Dokładnie nie pamiętam.
Kompromitacją wobec całego cywilizowanego świata jest, według niego, premier, co zamiast konta osobistego ma osobistego kota. Nie wiem, czy Wiesio produkuje się w salonie24, gdyby jednak, to ja swoje typy mam...